Uwaga, Szanowni Państwo, proszę się skupić bo wieść będzie niezwykła i nie do uwierzenia.
Minister dotrzymał słowa!
Naprawdę, nie ściemniam, nie szklę, nie piszę powieści z gatunku fantastyki czy political fiction, trzeźwy jestem i dla strony obcy.
Tomasz Siemoniak, Minister Obrony Narodowej zrobił co zapowiedział na tłyterze – wywalił na zbitą twarz i w trybie natychmiastowym z zajmowanych stołków dowódcę oraz komendanta garnizonu Koszalin. Poszło o pogrzeb niejakiego Wacława Krzyżanowskiego, pułkownika, ubeka i stalinowskiego prokuratora, człowieka, który znany jest z tego, że zażądał (i uzyskał skazanie) kary śmierci dla sanitariuszki Brygady Wileńskiej Armii Krajowej Danuty Siedzikówny „Inki”. Obaj wywaleni panowie wojskowi zadbali o to, by ów komuszy bandyta i sowiecki pomiot odchodził z tego łez padołu z honorami i w wojskowej asyście.
Przyznam bez bicia, że informacja mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Spodziewałem się raczej ogólnej ściemy i narracji produkowanej przez mainstream jakoby padły ubek był bohaterem, który tylko przez pewien czas tkwił po ciemnej stronie mocy, nieświadomy swoich czynów i uwiedziony przez jedynie słuszną ideologię a tak naprawdę był porządnym człowiekiem, który po prostu wykonywał swoje obowiązki. Sumienie, zgodnie z obyczajem głosicieli światopoglądowej neutralności, zostawiał za drzwiami służbowego gabinetu tudzież sali sądowej, za co należy mu się pośmiertny medal i nagroda za innowacyjność. Prekursor po prostu.
Aż dziw, ale nic z tych rzeczy.
Ci, którzy go uhonorowali wylecieli a mainstream milczy nie wiedząc jak się zachować. Nawet była eurodepka Joanna Senyszyn nie zdążyła wyrazić swojego oburzenia i strzelić mądrością o „żołnierzach słusznie wyklętych”, którzy zza grobu mszczą się na niosących kaganek postępu funkcjonariuszach najdoskonalszego z ustrojów.
No to ja czekam na więcej. Może wreszcie, staraniem pana ministra Siemoniaka, uda się rozliczyć pozostałych ubeków, funkcjonariuszy kabewu, prokuratorów, sędziów i inne kanalie mordujące narodowych bohaterów. Proponuję zacząć od profesora majora Zygmunta Baumana. I od sędziego, który skazał na maksymalne dopuszczalne wymiary kar protestujących przeciwko honorowaniu go na wrocławskim uniwersytecie narodowców. Chwalić Najwyższego on nie mógł – niczym Krzyżanowski – zażądać i zasadzić kary śmierci.