Alexander Degrejt Alexander Degrejt
1006
BLOG

Ubezpieczenia społeczne i zdrowotne czyli parapodatki

Alexander Degrejt Alexander Degrejt Gospodarka Obserwuj notkę 14

W konieczność zmiany polskiego systemu podatkowego nie wątpi chyba nikt (no, może oprócz szczególnie zatwardziałych polityków partii rządzących), jednak to nie wystarczy by uzdrowić sytuację w naszym umęczonym kraju. Drugim filarem finansowego bagna w jakim się tarzamy są parapodatki, dla niepoznaki zwane składkami ubezpieczeniowymi, wyciskane z nas przemocą przez aparat państwa pod pretekstem zapewnienia nam opieki w razie choroby czy bytu na przyszłość. Jest to totalna bzdura, głównie dlatego, że nasze pieniądze nie czekają na nas, nie pracują na nas i nie służą nam, ale bieżącym zobowiązaniom instytucji takich jak ZUS, KRUS czy NFZ. Poza tym my, mimo iż jesteśmy (teoretycznie) stroną umowy ubezpieczenia to nie mamy żadnego wpływu ani na jej kształt, ani na to czy nie zostaną do niej wprowadzone dowolne zmiany, na które nie będziemy mieli żadnego wpływu.

Zacznijmy od systemu ubezpieczeń zdrowotnych obsługiwanego przez NFZ. Już u samych jego podstaw leży potężny absurd pod postacią kontraktów, które ograniczają dostęp obywateli do świadczeń opieki zdrowotnej gwarantowany przez art. 68 pkt. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa”. Tymczasem rzeczywistość wygląda tak, że w drugiej połowie roku szpitale odmawiają przyjęć pacjentom bo wyczerpały im się ustalone w kontraktach limity. Gdybyśmy faktycznie mieli do czynienia z ubezpieczeniem zdrowotnym to pieniądz szedłby za pacjentem, dokładnie tak jak to ma miejsce w przypadku ubezpieczenia samochodu: człowiek choruje, lekarz udziela porady, wystawia rachunek, przesyła go do ubezpieczyciela a ten przelewa pieniądze. Proste i konkretne. W naszym kraju zaś to NFZ zna początku roku ustala, na podstawie szacunków wykonywanych sobie tylko znanymi metodami, limity przyjęć. Kiedy pula się wyczerpie pacjentowi pozostaje albo czekać, albo zapłacić za prywatną usługę. Mówiąc krótko i wprost: regularne płacenie składek nikomu z nas nie gwarantuje, że w razie choroby zostanie przyjęty przez lekarza (zwłaszcza specjalistę), że będzie miał dostęp do badań, że zostanie podjęte leczenie. Mamy „równy dostęp do świadczeń” pod warunkiem, że zachorujemy w styczniu, jeżeli zdarzy się to później... później konstytucyjne zapisy ulegają zawieszeniu. A składki to po prostu pieniądze wyłudzane pod przymusem, za które nie dostajemy niczego. Coś jak bilet wstępu do knajpy, w której za setkę i śledzia i tak będziemy musieli zapłacić – z tą drobną różnicą, że do tejże knajpy nikt nas siłą nie wciąga.

Podobnie jest z ubezpieczeniem emerytalno – rentowym. Pieniądze ze składek ZUS (i KRUS) wydają na wypłatę bieżących zobowiązań a my nie mamy żadnej gwarancji, że kiedykolwiek dostaniemy coś w zamian. Polski system ubezpieczeń społecznych to tak naprawdę gigantyczna piramida finansowa, w której nowi członkowie finansują tych już wydojonych. Oczywiście prędzej czy później to musi się zawalić, już dziś dziura w ZUS-owskim budżecie wynosi około 50 miliardów złotych i jest łatana państwowymi dotacjami – czyli tak naprawdę finansujemy molocha nie tylko składkami, ale również pieniędzmi pochodzącymi z klasycznych podatków. Do tego wszystkiego dochodzi przymus ubezpieczania się w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i brak jakiegokolwiek wpływu z naszej strony na kształt zawartej umowy. Mało tego, umowa ta może być jednostronnie zmieniona bez jakichkolwiek konsultacji i pytania nas – czyli jednej ze stron – o zgodę. Mogliśmy się o tym przekonać całkiem niedawno, kiedy z dnia na dzień podniesiono wiek emerytalny mimo społecznego sprzeciwu i zebrania miliona podpisów pod obywatelskim projektem zmiany ustawy emerytalnej. Wcześniejsza reforma, w ramach której utworzono tzw. drugi filar systemu czyli Otwarte Fundusze Emerytalne, też konsultowana z nami nie była, podobnie jak ostatnia likwidacja OFE i zagarnięcie przez państwo środków tam zgromadzonych.

Reasumując: płacimy spore pieniądze do kas instytucji zwących się ubezpieczeniowymi nie otrzymując nic w zamian, nie mamy najmniejszego wpływu na to co się z tymi pieniędzmi stanie i jak będą wydatkowane, nie możemy negocjować kształtu umowy i – co najważniejsze – nie możemy z usług tych instytucji ubezpieczeniowych zrezygnować a do płacenia jesteśmy zmuszani przez obowiązujące prawo. Mamy tutaj wszystkie cechy podatku (Podatek – obowiązkowe świadczenie pieniężne pobierane przez związek publicznoprawny (państwo, jednostka samorządu terytorialnego) bez konkretnego, bezpośredniego świadczenia wzajemnego) a cała gadka o tym, że w zamian otrzymujemy opiekę na starość, na wypadek choroby i tak dalej to zwyczajne mydlenie oczu. Skutki są widoczne bez wysiłku – ogromne koszty pracy hamujące rozwój gospodarczy. A rozwiązanie? Łatwego nie ma, na początek należałoby naprawić postawiony na głowie system ubezpieczeń zdrowotnych tak, żeby pieniądz szedł za pacjentem a zakłady opieki zdrowotnej otrzymywały zapłatę za wykonane usługi a nie tak jak to ma miejsce dziś z góry za określoną (często zaniżoną) liczbę świadczeń. A co do ubezpieczeń emerytalnych to może po prostu rząd wywiązałby się ze swoich zobowiązań i nie zaciągał nowych pozwalając obywatelom decydować czy i gdzie chcą zabezpieczyć się na starość...

Zapraszam do księgarni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka